Otaku Forum

Wszystko o mandze i anime jak i muzyce. Można tutaj także popisać sie zdolnościami artystycznymi jak i pisarskimi.


  • Index
  •  » Yaoi
  •  » Yamamoto x Gokudera (8059) KHR "Intryga"

#1 2013-04-13 19:50:03

Miko

Ninja

13312583
Zarejestrowany: 2013-04-13
Posty: 71
Punktów :   

Yamamoto x Gokudera (8059) KHR "Intryga"

przyglądam się temu już od pewnego czasu. nie mam już siły ale to robię... nie mam pojęcia dlaczego przecież najprościej było by uciec gdzieś daleko gdzie by się to nie działo. gdzie bym nie widział ich wspólnego szczęścia. nie chcę burzyć tego co zbudowali. nie chcę by prze zemnie był nieszczęśliwy. nawet kosztem własnego szczęścia... hmm nie nie był bym szczęśliwy nawet wtedy gdybym ich rozdzielił i zagarnął go dla siebie. nie byłbym... wiem ze on ją kocha, nie jest to jakaś wielka szaleńcza miłość, ale pewnie niedługo się pobiorą. widziałem jak haru pokazuje wszystkim jaki dostała od niego pierścionek... pewnie zaręczynowy, nie wiem nie słuchałem... nie miałem siły. znów to przy mnie robili... okazywali sobie tak wiele czułości i całowali się aż w końcu tsuna nie warknął na nich by przestali bo robi mu się niedobrze. jednak mnie już tam nie było. uciekłem jak zwykle zresztą... powiedziałem ze muszę pomóc ojcu w naszej restauracji... była to bzdura bo dziś było akurat zamknięte ale. kiedy tylko zniknąłem im z oczu, zacząłem biec... biegałem dobre trzy godziny póki nie padłem na twarz niedaleko swojego domu. prosto na chodnik. moje ciało potrzebowało takiej tortury. chciałem zabić ten straszny ból w moim sercu innym bólem... właśnie choćby tym fizycznym. w końcu musiałem wstać z chodnika kiedy usłyszałem w około siebie głosy.
- patrz... zemdlał czy pijany... - zapytała jedna.
- nie... może wezwiemy karetkę. - dodała druga.
wtedy wstałem. powiedziałem tylko ze nic mi nie jest... ze mieszkam tutaj, wskazałem na swój dom. poszłem tam, od razu zamknąłem się w pokoju i rzuciłem na łózko. zacisnąłem palce na pościeli. twarz wbiłem w poduszkę. tak... może się uduszę. może już nie będę miał tego problemu. mój niemy krzyk roznosił się w mojej głowie rozrywając ją... byłem tak bardzo głupi... nie bylem chory psychiczne. co ja sobie myślałem, dlaczego musiałem pokochać akurat jego... teraz byłem już spokojny. mogłem wstać wziąć prysznic. zjeść coś... potem zając się swoją praca. musiałem zachowywać sie normalnie, uśmiechać się o wszystkich serdecznie i być ich 'oczyszczającym deszczem' trzymać wszystko w ryzach. opanować emocje.
usłyszałem pukanie. powiedziałem żeby wchodzić, moje biurko stało tak ze byłem bylem do drzwi... lubiłem siedzieć przodem do okna. lubiłem czuć słońce na twarz, lubiłem patrzeć jak krople deszczu spływają po szybie. patrzeć na ludzi na ulicy.
ktoś otworzył drzwi, nic nie mówił, milczał zaciekle słyszałem tylko jak jego buty stukają o podłogę. tan ktoś stanął za mną i tknął moich ramion. byłem już tak wyczulony na ten zapach... na miłą ale odrobinę za ostrą wodę kolońska zmieszaną z dymem papierosowym... co on tutaj robił... czy chciał mnie dobić. czy może... nie to nie możliwe.
- dziesiąty się martwi. - powiedział tylko.
- nic mi nie jest. - odpowiedziałem równie krótko.
powinien teraz wybierać z haru obrączki.
- ja też się martwię, wiem to dziwne ale martwię się o ciebie bejsbolowy idioto.
odruchowo się uśmiechnąłem, jakoś zacząłem lubić to jak do mnie mówił... ile to już lat się znamy.. no tak będzie dobre pięć może sześć lat. o początku mnie tak nazywał... polubiłem to,byłem naprawdę idiotą.
- nie masz o co... nic mi nie jest. mam wiele pracy. - mruknąłem, tak wyganiałem go, nie mogłem być tu z nim sam na sam.. to by wszystko zburzyło, nie dał bym rady. każdej nocy o tym śniłem, by los pozwolił mi zostać z nim sam na sam. - przekaz tsunie ze jest dobrze.
- nie okłamiesz nie. - powiedział jeszcze.
- haru na ciebie czeka, pewnie szaleje. - powiedziałem odrobinę za szorstko, było to niebezpieczne, przypadkiem mogłem się wydać ze swoimi uczuciami a nie mogłem do tego dopuścić.
usłyszałem jak wzdycha głośno, lekko uściskał moje ramiona w swoich długich palcach. przymknąłem oczy... błagałem go w myślach by zniknął z tego pokoju...
- haru na mnie nie czeka. - pozwiedzał w końcu.- czemu jesteś takim idiotą co.. - to miało być chyba pytanie ale z jego ust zabrzmiało raczej jak podsumowanie mojej skromnej osoby. - czemu nie widzisz najprostszych rzeczy...
- może dlatego ze... - już by mi się coś wyrwało, ale ugryzłem się w język.
- no dlaczego... jesteś o mnie zazdrosny. - znów stwierdził fakt.
nic nie powiedziałem, chyba tym milczeniem potwierdziłem jego słowa, jednak nie mogłem wydobyć z siebie głosu... zaskoczył mnie. tak byłem o niego wściekle zazdrosny, mimo ze lubiłem haru jako przyjaciółkę to czasem miałem ochotę stworzyć na niej następna formę swojego stylu miecza...
- a więc jesteś... - powiedział cicho, teraz z jego głosie było słychać coś jakby kruchego, tak jakby się ucieszył. nie potrafiłem jeszcze tego sprecyzować.
puścił mnie a po chwili usłyszałem jak siada na moim łózku.
no tak, mój pokój, mimo ze już od dawna byliśmy pełnoprawną vongolą to nadal mieszkaliśmy w naszych domach. niedługo mieliśmy wyjechać do włoch... na studia które były przykrywką dla naszej działalności.
- miałeś iść... - ponagliłem go.
- nigdzie nie pójdę. musimy porozmawiać. - powiedział tylko i poczułem zapach papierosów.
zapalił... z papierosem wyglądał tak niesamowicie seksownie.
- o czym, zebranie przecież już było, chyba ze coś mnie ominęło kiedy wyszyłem. - powiedziałem starając się na niego nie patrzeć.
- nie, nie nic nie ominęło. a może tak... - westchnął i znów krótka chwila ciszy. - o tym ze kłamiesz, o tym chce rozmawiać.
- nie kłamie... - powiedziałem cicho.
- kłamiesz, restauracja jest zamknięta od dwóch dni, twojego ojca nie ma. sam mówiłeś ze pojechał odwiedzić starych znajomych. mówiłeś tak dziś rano. potem powiedziałeś ze musisz iść pomóc. wiesz... może nie wyglądam ale czasem cię słucham. - dodał cicho.
nic nie powiedziałem. no tak miał racje, jak tak wszystko sobie pookładałem... westchnąłem.
- takeshi... - zaczął.
teraz sie do niego odwróciłem, nigdy nie mówił o mnie po imieniu.
- słucham...
- kochasz mnie. - zapytał nagle.
zrobiłem wielkie oczy. tego się tym bardziej nie spodziewałem. jednak teraz gdy już o to zapytał uśmiechnąłem się odrobinę zbytnio pewnie.
- to kochasz mnie czy nie. - wstał nagle i podszedł do mnie odwrócił mnie przodem do siebie i oparł dłonie na oparciach mojego fotela. nachylił się nade mną. teraz nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry.
- nie muszę dopowiadać na to pytanie - powiedziałem spokojnie. - mówiłem ci żebyś wyszedł.
byłem na skraju masochizmu albo bohaterstwa, ale dlaczego mnie on o to pytał.
- nie nie musisz. - powiedział, włożył od ust papierosa i zaciągnął się mocno. - bo i ta znam odpowiedz - opowiedział wypuszczając z ust dym niemal w moje usta.
gdy tylko to zrobił, uśmiechnął się łobuzersko. tak bardzo to lubiłem... ten jego uśmiech.
- to może mi powiesz jaka jest na nie odpowiedz. - nie mogłem nic na to poradzić, to chyba przez ten dym i jego niebezpieczną bliskość zacząłem ten flirt.
- kochasz. - powiedział i pocałował mnie szybko, ten pocałunek mnie zadziwił, nie zdążyłem nawet do odwzajemnić chociaż tak tego pragnąłem. pocałunek był jednak mocny pewny, smakował tytoniem.
oderwał się ode mnie i odsunął o krok.
- hayato... - zaszeptałem zdezorientowany.
- o północy na dachu naszej szkoły. - powiedział i odwrócił się na pięcie wyszedł.
jeszcze długo wpatrywałem się w drzwi... nie rozumiałem... w każdym razie chciałem tam iść. musiałem się z nim spotkać...
***
przyszłem godzien wcześniej. musiałem się przygotować psychicznie, dzisiejsza noc była gorąca albo mi się wydawało ze jest tak bardzo ciepło... serce mi było jak szalone. hayato... zamknąłem oczy i chyba nawet zasnąłem... może to było dziwne ale nawet w sytuacjach stresowych potrafiłem normalnie zasnąć. tak jak teraz.
obudziłem się dopiero gdy ktoś mnie szturchnął. to był hayato, przykucnął przy mnie.znów palił papierosa.
- nie powinieneś tyle palić. - powiedziałem na powitanie.
- też się ciesze ze cię widzę, tak bardzo się nudziłeś ze zasnąłeś. - usiadł obok mnie.
- nie... to nie to. - powiedziałem i uśmiechnąłem się blado.
- dobra nie ważne. - popatrzał na moją twarz.
- coś mi wyszło. - zdziwiłem się - brudny jestem...
- nie, nie uśmiechasz się po prostu jak dawniej. - powiedział i westchnął ciężko. - nie lubię jak udajesz uśmiech.
- nie udaje... - zaprzeczyłem od razu.
- udajesz, i doskonale to widzę. nie chce być z kimś kto udaje uśmiech... - powiedział - masz się uśmiechać jak dawniej.
to zdane wybiło mnie całkiem z rytmu.
- co... co powiedziałeś... - pokręciłem głową i zamrugałem.
- ze nie będę z kimś kto udaje. przestań udawać. - zarządził.
nie chciałem polemizować, to było jak ze snu.
- nie patrz tak na mnie, skoro mnie kochasz to chcę byś z tobą. jesteś zazdrosny, reagujesz na mnie tak a nie inaczej... uciekasz, strasz się być spokojnym i nie niszczyć cudzego szczęścia kosztem swojego. kochasz mnie. -wzruszył ramionami.
- emm... a a haru... - zapytałem - przecież się zaręczyliście. - pokręciłem głowa nic nie rozumiejąc.
- jeśli w to uwierzyłeś to jesteś większym idiotą niż wyglądasz. - zaśmiał się i oparł głowę o komin przy którym siedzieliśmy, popatrzał na niebo.
- to skoro jestem takim idiotą to mnie oświeć o co tu chodzi. - zaproponowałem.
wstał i po prostu usiadł mi na kolanach na raczej w takiej pozycji na miednicy okrakiem. objął mnie też za szyje. znieruchomiałem, to mi się z pewnością śniło.
- mistyfikacja mająca na celu wprawienie w zazdrość prawdziwego celu i obiektu naszych westchnień. pomysł haru by w końcu tsuna ją pokochał widząc co traci... wiedziała ze mam podobny problem, ze człowiek który napawa mnie chęcią do życia.
- ja... - zamrugałem nerwowo
- widzę ze zaczynasz łapać. - powiedział z zadowoleniem. - tsuna nie wytrzymał. nie było już po co udawać. a ja coraz bardziej cię chciałem... - powiedział patrząc na mnie z pożądaniem w oczach.
- to znaczy ze ty mnie...
- bardzo mądry chłopczyk... - pochwalił mnie i wpił się w moje usta pewnie. teraz już mogłem to odwzajemnić. teraz już mi pozwolono, objąłem go mocno w pasie i przyciągnąłem do siebie.
nie zdawałem sobie nawet sprawy jak bardzo go pragnę...całowałem go długo, aż w końcu opadł w moich ramionach. w jednej chwili cała jego hardość prysnęła ale namiętność pozostała.
zaczął się o mnie ocierać i mruczeć w moje usta... on też długo czekał... on też już od dawna chciał mnie.
miałem mu za złe ten cały teatrzyk. nie chciałem być okłamywany... ale to potem mu wypomne. teraz chcialem być z nim...

Offline

 
  • Index
  •  » Yaoi
  •  » Yamamoto x Gokudera (8059) KHR "Intryga"

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.gwardiasqd.pun.pl www.bakugan-games.pun.pl www.transportpk.pun.pl www.ftstory.pun.pl www.k2008sgsp.pun.pl